Podczas ostatniej dekady mojego życia na swojej drodze zdecydowanie częściej spotykałem hejterów i zawziętych krytyków niż pochlebców i klakierów. Egzystując sobie spokojnie w takiej otoczce czystej niechęci szybko nauczyłem się rozpoznawać schematy ataków. Chyba rozumiem trochę mistrzów walk wschodnich, którzy po latach ćwiczeń bez nadmiernego wysiłku potrafią walczyć z zamkniętymi oczami. Mnie było o tyle łatwiej, że mistrzowie walk wschodnich na swojej drodze spotykają tych doskonalących sztuki walki, ja niestety w większości sytuacji miałem do czynienia z mało wyrafinowanymi, powtarzalnymi schematami. Część z nich opisałem w Niezbędniku dziesięcioprocentowego intelektualisty. Nie jest to jednak wyczerpujące kompendium. Brakuje w nim kilku dość rutynowych schematów ataku. Jednym z nich jest nudne pytanie, na które często atakujący wpada w wyniku olśniewającego procesu myślowego i z którego jest niezwykle dumny, a które brzmi: „No więc, co proponujesz w zamian?”. To pytanie, w przekonaniu atakującego, powinno wcisnąć mnie w fotel, odebrać mowę i raz na zawsze zniechęcić do jakiejkolwiek krytyki. Przybliżę pokrótce sytuacje, w których się pojawia, aby pokazać później co z takich pytań wynika.
Najczęściej spotykam się z tym pytaniem, kiedy ośmielam się poddawać w wątpliwość skuteczność lub brak szkodliwości takich „świętości” jak psychoterapia. W odpowiedzi na badania, liczby, argumenty logiczne pada odpowiednio retorycznie doprawione pytanie: „No więc, co w zamian proponujesz tym wszystkim biednym cierpiącym ludziom?”. Po tym pytaniu powinienem poczuć się źle, niczym pozbawiony wrażliwości drań, próbujący odebrać ludziom jedyną nadzieję. Zła wiadomość – nie czuję się źle.
Podczas dyskusji z psychologami biegłymi sądowymi lub diagnostami, którzy stosują w swojej pracy nierzetelne i szkodliwe metody projekcyjne, w szczególności tzw. test Rorschacha, przedstawiając wyniki badań pokazujące całkowitą nieużyteczność tych narzędzi w odpowiedzi również słyszę to pytanie: „Jakie metody proponujesz w zamian? W jaki sposób mamy odpowiedzieć sądowi na pytanie, czy dziecko było molestowane seksualnie czy nie?”. Ponownie, powinienem poczuć się źle. Oto psycholog z całą swoją dobrą wolą próbuje pomóc w sytuacji, w której być może dzieje się nieodwracalna krzywda dziecka, a bezduszny empirysta wytrąca mu jedyne narzędzia z ręki. I znowu zła wiadomość – nie czuję się źle.
Jest wiele podobnych sytuacji i nie dotyczą one tylko psychologii. Z pytaniem „co w zamian?” spotkacie się krytykując metody analizy finansowej, podważając zasadność metod doboru personelu, wątpiąc w skuteczność punktowego systemu oceny naukowców czy negując sensowność jakichś absurdalnych procedur formalnych. Myślę jednak, że warto wspomnieć o jeszcze jednej, która szczególnie mnie uderzyła, bo miała miejsce wśród dobrze wykształconych i, jak mniemam, inteligentnych ludzi. Oto podczas pewnej, naukowej z założenia, konferencji próbowałem pokazać, że metody statystyczne wykorzystywane w wielu eksperymentach psychologicznych prowadzą do niekontrolowanych błędów uzyskiwanych wyników[1]. Jak pokazuje wiele szczegółowych analiz średni błąd w badaniach psychologicznych wynosi 60%, a więc jest wyższy niż ewentualny błąd uzyskany w wyniku rzutu monetą.[2] Podczas dyskusji padło owo sakramentalne pytanie: „Co zatem proponujesz w zamian? W jaki sposób mamy obliczać wyniki eksperymentów twoim zdaniem?”. I znowu nie poczułem się źle. Dlaczego?
Bowiem najuczciwszą intelektualnie odpowiedzią na pytanie: „co w zamian?” jest stwierdzenie: „NIC”. Jeśli ktoś w pracy stosuje metody szkodliwe, nieskuteczne, błędne to on i tylko on (pytający) jest odpowiedzialny za ich porzucenie lub zmianę, nie ten, kto odważył się poddać je w wątpliwość! A owa nieukrywana troska o dobro innych jest niczym innym, jak lękiem przed pustką. Terapeuta, który uzna zasadność krytyki, będzie musiał przestać przyjmować pacjentów, biegły sądowy będzie musiał odpowiedzieć uczciwie sądowi: „nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie”, a w ślad za tym utraci zlecenia od sądu, który oczekuje konkretnych odpowiedzi. Naukowiec skonfrontowany z brakiem precyzji swoich obliczeń będzie musiał albo wypracować lepsze metody, albo zrezygnować z kolejnych publikacji zapewniających mu tak pożądane punkty czy możliwość uczestnictwa w turystyce konferencyjnej.
Muszę jednak wyznać, że w podobnych dyskusjach nie byłem uczciwy i rzadko kiedy udzielałem odpowiedzi „NIC”. Tylko z tego powodu czuję się źle, bo zamiast tego wymyślałem jakieś alternatywy i obawiam się, że będę to robił w przyszłości, ponieważ w tych pytaniach znajduje się mnóstwo ukrytych założeń, które audytorium przysłuchujące się dyskusji najczęściej zna i akceptuje. Spróbuję wyjaśnić to na przykładzie kontrastu.
Gdyby podczas dyskusji dotyczącej zniesienia niewolnictwa jego obrońcy zadaliby pytanie: „Co w zamian?”, a przeciwnicy odpowiedzieliby: „NIC, brak niewolnictwa” rozumielibyśmy zasadność takiej odpowiedzi. Podobnie rzecz miałaby się, gdybyśmy dyskutowali o dyskryminacji kobiet, przemocy domowej, pedofilii itd. Po pierwsze, nikt przy zdrowych zmysłach nie zadawałby pytania „co w zamian”, a nawet jeśliby je zadał, odpowiedź „NIC – brak dyskryminacji, przemocy, pedofilii itd.”. wydałaby się jedyną zasadną. Dlaczego zatem w innych obszarach tak nie jest?
Niewolnictwo, dyskryminacja kobiet, przemoc w rodzinie, pedofilia to zjawiska nacechowane negatywnie. Usunięcie praktyk do nich prowadzących nie powoduje potrzeby szukania czegoś w zastępstwie. Wystarczająco dobry jest ich brak. Sytuacje, które przytoczyłem wcześniej, pochodzą z obszarów, które zdobyły sobie zupełnie odmienną opinię. Psychoterapeuta kierowany dobrą wolą stara się pomóc pacjentowi, biegły sądowy pomaga sędziemu odnaleźć prawdę o przestępstwie i przyczynia się do zatryumfowania sprawiedliwości, a uczony poświęca swoje życie odkrywaniu prawdy. Ani przedstawiciele tych dziedzin, ani opinia publiczna nie mają wątpliwości co do tych motywów, kiedy zatem pojawiają się wątpliwości dotyczące rzetelności, skuteczności i domniemanego braku negatywnych skutków stosowanych przez nich metod, kolejnym krokiem obrony jest stwierdzenie: „Wykorzystujemy te narzędzia, które mamy. Lepszymi nie dysponujemy”. W oczach opinii publicznej takie usprawiedliwienie jest wystarczające. Ale czy takim jest w rzeczywistości?
Podczas wakacji usłyszałem historię pewnego żeglarza, który rozbił swój jacht na podwodnych skałach i tylko dzięki sprawnej akcji służb ratowniczych SAR jego życie zostało ocalone. Żeglarz ów nawigując posługiwał się… mapą samochodową, która, jak każdy, kto taką mapę miał w ręku wie, nie zawiera żadnych informacji nawigacyjnych poza zarysem brzegów lądu. Jak się później tłumaczył ów nieszczęśnik – była to najlepsza mapa jaką dysponował. Pomimo że historia ta nieodmiennie budzi śmiech, to jednak identyczne wypowiedzi psychoterapeutów, psychologów, uczonych czy polityków nie tylko, że nie wywołują rozbawienia, ale często nie skłaniają do najmniejszej nawet refleksji.
Biegły sądowy korzysta z narzędzi, które są mniej przydatne do diagnozy niż mapa samochodowa do nawigacji i… nikt się z tego nie śmieje, bo jest to najlepsze narzędzie jakim dysponuje. Uczony dochodzi do wniosków przy pomocy metod bardziej błędnych niż daje rzut monetą i… nadal nikt się z tego nie śmieje, bo jest to najlepsze narzędzie jakim dysponuje. Da capo al fine…
A teraz wyobraź sobie Drogi Czytelniku, że lekarz na Twoje dolegliwości żołądkowe proponuje Ci lek na obniżenie ciśnienia, bo jest on najlepszym lekiem, jakim obecnie dysponuje. Będziesz kontynuował leczenie u tego lekarza? Pójdźmy o krok dalej, siedząc w autobusie wiozącym Cię na upragniony urlop na Lazurowe Wybrzeże we Francji, dowiedziałeś się, że kierowca posługuje się mapą Chorwacji, bo jest to najlepsza mapa, jaką ma. Pozostaniesz w tym autobusie? Nawet jeśli tak, to nie przeszkadza, żeby wyobrazić sobie, że inny kierowca, który dowozi Twoje dzieci do szkoły ma bardzo poważną wzroku, graniczącą ze ślepotą i wadę słuchu. Jest to jednak najlepszy kierowca, jakim dysponuje przedsiębiorstwo, które wygrało przetarg na dowóz dzieci do szkoły. Oczywiście, możesz zrobić karczemną awanturę kierownictwu firmy, a wówczas zapytają Cię: „Co proponuje Pan w zamian? Robimy co w naszej mocy, ale na warunkach, które proponujemy nie znajdzie się żaden lepszy kierowca, czy chce Pan wszystkie te biedne dzieci, które dowozi do szkoły pozbawić możliwości kształcenia? Chce Pan im odebrać możliwość równego startu i od dzieciństwa uczynić gorszymi?”.
Jeśli ułożyłeś już sobie odpowiedź, to pamiętaj o niej zawsze, kiedy krytykowany zadaje krytykującemu pytanie: „Co w zamian?”.
[1] Rzuć monetą zamiast przeprowadzać kolejny eksperyment! [2]J. Cohen, “The Statistical Power of Abnormal-Social Psychological Research.” Journal of Abnormal and Social Psychology 65, (1962): 145-153; J. E. Hunter, “Needed: A Ban on the Significance Test.” Psychological Science 8, (1997): 3-7, 3; J. E. Maddock, and J. S. Rossi, “Statistical Power of Articles Published in Three Health Psychology-Related Journals,” Health Psychology 20, (2001): 76–78; J. S. Rossi, “Statistical Power of Psychological Research: What we Have Gained in 20 Years?” Journal of Consulting and Clinical Psychology 58, (1990): 646-656, 646.