Marcin Rotkiewicz
5 marca 2012
Co pan tu widzi? – testy psychologiczne do kosza
Psychologowie od kilku dekad spierają się, czy na podstawie tego, co człowiek zobaczy w atramentowym kleksie, da się zdiagnozować jego stan psychiczny. W Polsce za sprawą owych plam można na lata trafić do więzienia.
„Psychologia to nauka nie czary” – w koszulkach z takim napisem część wykładowców i studentów tego kierunku w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej, na Uniwersytetach Łódzkim, Warszawskim i Wrocławskim zamierza pojawiać się na zajęciach. To protest przeciwko stosowaniu przez psychologów tzw. testu plam atramentowych Rorschacha.
Część środowiska naukowego uważa ów test za narzędzie pseudonaukowe i niebezpieczne dla badanych. Całą tę sytuację dałoby się pewnie potraktować jako kolejną intrygującą dyskusję akademicką. Tyle że testy projekcyjne są bardzo często stosowane przez biegłych psychologów sądowych, jak również specjalistów zatrudnionych w Rodzinnych Ośrodkach Diagnostyczno-Konsultacyjnych, działających na zlecenie sądów rodzinnych. Od opinii tych pierwszych może zależeć, czy sąd uwierzy np. w oskarżenie o pedofilię. RODK z kolei m.in. wpływa na przyznawanie opieki nad dzieckiem w razie rozwodu rodziców.
Pomysłowy doktor
Hermann Rorschach, szwajcarski psychiatra, zmarł w 1922 r., mając zaledwie 37 lat. Ten niedoszły artysta malarz, który ostatecznie podążył w kierunku medycyny, już w szkole średniej nazywany był przez kolegów Kleksem. A to za sprawą fascynacji fantazyjnymi obrazami tworzonymi z plam atramentowych. Ta znana w młodości Rorschacha zabawa polegała na umieszczaniu kropli atramentu na kartce, składaniu jej na pół, by powstały symetryczne odbicia plam, niekiedy tworząc niesamowite kształty.
Rorschach wpadł na pomysł: dajmy pacjentom do obejrzenia atramentowe plamy (test składa się z 10 tablic z plamami – pięcioma czarno-białymi i pięcioma kolorowymi) i zapytajmy, co widzą. A te interpretacje, ocenione przez specjalistę, pomogą dotrzeć do najskrytszych zakamarków umysłu.
Takie podejście było zgodne z duchem freudowskiej psychoanalizy, mającej odkrywać to, co rzekomo zepchnięte i ukryte w podświadomości człowieka. Niektórzy zwolennicy testu plam atramentowych z połowy XX w. nazywali go „psychologicznymi promieniami rentgenowskimi”.
Metoda Rorschacha należy do licznej grupy tzw. testów projekcyjnych (pierwsze z nich powstały jeszcze w XIX w.). Zalicza się do nich m.in. test drzewa (badany proszony jest o narysowanie drzewa, a sposób, w jaki to zrobi, podlega interpretacji psychologa); Test Apercepcji Tematycznej (interpretuje się serię obrazków ze scenkami z życia społecznego); czy test zdań niedokończonych (analizuje się, jakie zakończenia dopisuje badany).
Testy projekcyjne niemal od samych początków budziły poważne kontrowersje. Już w 1965 r. Arthur Jensen, znany amerykański psycholog z University of California, stwierdził wręcz: „Tempo postępu naukowego w psychologii klinicznej można mierzyć na podstawie szybkości i przekonania, z jakim odchodzi się od stosowania testu Rorschacha”. Takie głosy krytyczne pojawiały się coraz częściej i być może, przynajmniej w USA, metoda szwajcarskiego psychoanalityka zostałaby zepchnięta na margines, gdyby nie amerykański psycholog John Exner, który w latach 70. XX w. postawił sobie ambitny cel uporządkowania i wystandaryzowania interpretacji testu Rorschacha. Dzięki tzw. Systemowi Całościowemu plamy atramentowe miały stać się rzetelnym narzędziem psychometrycznym, pozwalającym obiektywnie rozpoznać każdą możliwą cechę osobowości.
Krytyka jednak nie ustawała. Prof. Scott Lilienfeld z Emory University w wydanej i w Polsce książce „50 wielkich mitów psychologii popularnej” (2011 r.) pisze, że badania wykazały, iż zdecydowana większość wyników testu Rorschacha nie ma istotnego związku z cechami osobowości. Jedyne, co pomaga on diagnozować, to schizofrenię i chorobę afektywną dwubiegunową. Nie jest to specjalnie zaskakujące, gdyż w tym pierwszym przypadku ludzie słyszący w głowie np. obce głosy zapewne dostrzegają również dziwne rzeczy w plamach atramentu.
Co więcej, jeśli psycholog kliniczny stosuje inne, prostsze testy, to wykonanie dodatkowo badania systemem Exnera obniża trafność całej diagnozy. Prof. Lilienfeld powołuje się również na eksperymenty, w trakcie których grupie zdrowych ludzi wykonano test Rorschacha. Okazało się, że u jednej szóstej spośród nich wykryto schizofrenię. „Paradoksalnie, właśnie ta wpisana w test Rorschacha nadmierna tendencja do przypisywania badanym cech patologicznych może być powodem przekonania klinicystów, że test ten ma niezwykłą moc diagnostyczną” – pisze Lilienfeld. Nieżyjąca już słynna amerykańska uczona i guru od testów psychologicznych prof. Anne Anastasi stwierdziła kiedyś: „Jedyna rzecz, którą naprawdę ujawnia test plam atramentowych, to sekretny świat tego, kto go interpretuje. Specjaliści, stosując go, mówią więcej o sobie niż o badanym”.
Tak czy inaczej, na świecie wykonuje się aż 6 mln takich testów rocznie. Jest on jednym z najbardziej popularnych narzędzi diagnostycznych wśród psychologów klinicznych.
Psychoanalitycy i inkwizytorzy
Spór nie ominął również Polski. Prof. Dariusz Doliński ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej mówi: – Wiem, że na laikach wnioskowanie o osobowości człowieka na podstawie tego, co widzi on w plamach atramentu, może robić kolosalne wrażenie. Ale ludzie, którzy skończyli studia psychologiczne, powinni być świadomi, że właściwie nie wiadomo, co ten test mierzy – jeśli w ogóle mierzy cokolwiek poza oryginalnością skojarzeń. Polski aktualny akademicki podręcznik do psychologii testowi Rorschacha nie poświęca nawet zdania. Prof. Doliński jest jednym z dwóch redaktorów podręcznika: – Wraz z prof. Janem Strelauem chcieliśmy zredagować podręcznik psychologii naukowej. Test Rorschacha dość słabo mieści się w tej formule.
Jak można się domyślić, zwolennicy metod projekcyjnych mają całkowicie odmienny pogląd w tej kwestii. Według prof. Michała Stasiakiewicza z Uniwersytetu Mickiewicza w Poznaniu, (od 20 lat szkoli psychologów w systemie Exnera oraz napisał dwie książki o teście Rorschacha), tak jak USG dla internisty, tak test projekcyjny dla psychologa jest jedynie narzędziem diagnozy, nie nią samą – gdyby było inaczej, nie potrzebowalibyśmy psychologów, lecz jedynie laborantów testowych odczytujących diagnostyczny „wynik”.
Prof. Stasiakiewicz w e-mailu przesłanym do POLITYKI napisał m.in.: „Nie wiem, czy test Rorschacha, w ujęciu Exnera, jest »naukowy«. Po raz pierwszy w historii ma ewidencję empiryczną ograniczającą możliwość projekcyjnego spekulacjonizmu. Od 20 lat dyskutujemy o jej wartości, prowadzimy badania nad jej udoskonaleniem. Jest on tzw. idiograficznym narzędziem diagnozy – świadomych i nieświadomych oraz poznawczych, emocjonalnych, społecznych – właściwości struktury i mechanizmów funkcjonowania osobowości. I nie jest żadnym psychoanalitycznym rentgenem nieświadomości. Jedyny sprawiedliwy Scott Lilienfeld i tysiące otumanionych przez dziesiątki lat rorschachistów? Wolne żarty”. Krytykę amerykańskich psychologów prof. Stasiakiewicz nazywa młotem na czarownice oraz inkwizycją.
Prof. Bogdan Zawadzki z Uniwersytetu Warszawskiego, wybitny specjalista od diagnostyki osobowości i psychometrii, widzi to jednak trochę inaczej: – Jeśli spojrzy się na testy projekcyjne według współczesnych standardów, to nie wypadają one dobrze. Ich interpretacja jest raczej sztuką, a nie nauką. Natomiast powszechne stosowanie wynika ze stosunkowo sporej – wśród psychologów klinicznych, ale nie akademickich – estymy, jaką nadal cieszy się psychoanaliza. Testy projekcyjne mogą również dawać psychologowi poczucie zdolności docierania do jakichś głębokich tajemnic oraz bycia odpornym na manipulację ze strony badanego. Ale to wrażenie jest, moim zdaniem, złudne.
Projekcje biegłych
W Polsce nikt nie sporządza statystyk, jak często psychologowie kliniczni sięgają po techniki projekcyjne. Dr Barbara Gujska ze Stowarzyszenia Stop Manipulacji oraz Polskiego Towarzystwa Higieny Psychicznej denerwuje się: – Trafia w nasze ręce dokumentacja spraw, w których opinie były sporządzane właśnie na podstawie testów projekcyjnych. Uważam za wielki skandal naszego wymiaru sprawiedliwości, że psychologowie sądowi oraz ci zatrudnieni w RODK posługują się pseudonaukowymi narzędziami. Przecież w ten sposób można skrzywdzić niewinnych ludzi!
W raporcie Centrum Praw Ojca i Dziecka, przygotowanym na zlecenie Fundacji Batorego w 2009 r., przeanalizowano metody zastosowane do sporządzenia 81 opinii RODK. 64 proc. z nich powstało z użyciem technik projekcyjnych. – Trochę rozumiem naszych psychologów klinicznych. W odróżnieniu od USA, gdzie klinicyści mają do dyspozycji mnóstwo wiarygodnych testów, polscy zdani są w dużym stopniu na testy projekcyjne – zauważa prof. Bogdan Zawadzki. – To trochę nasza wina, bo można było albo stworzyć dobre własne narzędzia diagnostyczne, albo adaptować amerykańskie.
Praca psychologów sądowych (których jest w Polsce około 900) od lat budzi poważne zastrzeżenia. Na dodatek – jak pisała Ryszarda Socha (POLITYKA 2/10) – bywa, że uzasadnienia sądowych wyroków są żywcem przepisane z opinii biegłych psychologów. Dotyczy to zwłaszcza spraw dzieci.
W USA to sąd decyduje – według dość jasnych wytycznych – czy metoda zastosowana przez biegłego jest wiarygodna. W naszym kraju dobór narzędzi zależy wyłącznie od psychologa. Sędziowie i strony sprawy najczęściej nie mają więc pojęcia, na jakich podstawach naukowych opiera się diagnoza.
Ale dr Maria Kujawa, członkini zarządu krakowskiego Stowarzyszenia Psychologów Sądowych w Polsce, napisała nam, że SPSP nie widzi potrzeby zamieszczania w ekspertyzach sądowych informacji o wątpliwościach co do naukowej wartości zastosowanych przez psychologa narzędzi diagnostycznych. Bo to wyłącznie na biegłym spoczywa odpowiedzialność za treść opinii. SPSP nie widzi także potrzeby informowania Ministerstwa Sprawiedliwości o kontrowersjach dotyczących metod projekcyjnych ani odnoszenia się do tej kwestii. „Jest dostęp do aktualnej literatury naukowej” – pisze krótko.
Również dr Alicja Czerederecka z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie uważa, że nadal należy wykorzystywać testy projekcyjne: – Test Rorschacha według systemu Exnera spełnia podstawowe kryteria metodologiczne: mierzalność, sprawdzalność oraz użyteczność na potrzeby sądu. Zwraca jednak uwagę, że system Exnera jest najtrudniejszym testem psychologicznym. – Mawia się, że dobry rorschachista to ten, który stosuje go co najmniej od 20 lat. Trudno mi ocenić liczbę osób, które posługują się systemem Exnera w Polsce, ale myślę, że są to najwyżej setki. Znacznie więcej psychologów posługuje się tzw. systemem Piotrowskiego, który w niewielkim stopniu spełnia warunki psychometrii.
Prof. Michał Stasiakiewicz potwierdza, że Exner jest trudny. Podobnego zdania jest prof. Bogdan Zawadzki: – Najlepsi specjaliści za pomocą testu Rorschacha tworzą całkiem dobre diagnozy, ale „przeciętni użytkownicy” nie powinni po to narzędzie w ogóle sięgać.
Dr Czerederecka stosuje Rorschacha wraz z innymi narzędziami – zazwyczaj posługuje się dwoma testami kwestionariuszowymi oraz jednym lub dwoma testami projekcyjnymi: – Tylko taki zestaw daje możliwość uzyskania rzetelnej i użytecznej dla sądu diagnozy psychologicznej. Tyle że ze stosowaniem zestawów bywa bardzo różnie. Na dowód tego dr Gujska pokazuje ekspertyzę sądową autorstwa znanego seksuologa i psychiatry, przygotowaną wyłącznie na podstawie dwóch testów projekcyjnych. Sprawa dotyczy 67-letniego mężczyzny oskarżonego o wykorzystywanie seksualne kilkuletniego dziecka. W takich sytuacjach oskarżonemu grozi więzienie, a tam piętno pedofila oznacza samo dno wewnątrzwięziennej hierarchii – gwałty, tortury, bicie.
Pat co do zalet i wad
Dr Tomasz Witkowski, psycholog związany ze stowarzyszeniem Stop Manipulacji i Klubem Sceptyków Polskich, komentuje: – Nie dziwię się opiniom Stowarzyszenia Psychologów Sądowych oraz psychologów z Instytutu Ekspertyz Sądowych. Ludzie ci tworzą dość zwarte krakowskie środowisko stosujące testy projekcyjne. Smutne i niebezpieczne jest więc to, że tak prestiżowa instytucja jak IES oraz stowarzyszenie, które powinno dbać o jakość pracy biegłych, stały się orędownikami pseudonauki szkodzącej ludziom.
Co na to wszystko największa organizacja psychologów – Polskie Towarzystwo Psychologiczne? – W badaniach osób podejrzanych i oskarżonych powinno się odejść od stosowania testów projekcyjnych – uważa dr Małgorzata Toeplitz-Winiewska, przewodnicząca. – Psycholog może bowiem w ten sposób naruszać prawo oskarżonego do obrony. Natomiast jestem za ich wykorzystywaniem w diagnostyce rodzin, gdyż dobrze pokazują relacje emocjonalne ich członków i są łatwiejsze w stosowaniu, np. rysunek rodziny, podczas badania dzieci.
Czy PTP nie powinno wystąpić z apelem do psychologów sądowych o zaprzestanie posługiwania się testami projekcyjnymi? – Zdecydowanie nie. Raczej należy wskazywać psychologom i organom procesowym podstawowe standardy opiniowania w sprawach sądowych – odpowiada szefowa PTP. Według niej, można co najwyżej w Sekcji Psychologii Sądowej PTP podjąć dyskusję nad zasadami stosowania, zaletami i ograniczeniami technik projekcyjnych.
Sytuacja wygląda na patową. Ministerstwo Sprawiedliwości nie może się wtrącać w kwestie metod stosowanych przez psychologów sądowych, bo takie jest prawo. Stowarzyszenie Psychologów Sądowych nie dostrzega w ogóle problemu. Polskie Towarzystwo Psychologiczne widzi, ale nabiera wody w usta.
Na razie ewentualnemu podsądnemu pozostaje mieć nadzieję, że w żadnej sprawie z jego udziałem nie pojawi się kiepski psycholog, niosący pod pachą tablice z atramentowymi kleksami. Klub Sceptyków Polskich, koordynujący antykleksową akcję protestacyjną, organizuje teraz otwarte spotkania i dyskusje na temat testu Rorschacha i podobnych do niego narzędzi diagnostycznych (www.sceptycy.org). Zaś w polskiej Wikipedii opublikowano oryginalny wzór plam Rorschacha, więc ewentualni badani mogą zastanowić się zawczasu, co tam widać.