Tekst archiwalny „Polityki” z maja 2012 r.]

Psycholog to zawód, który pozornie robi oszałamiającą karierę. W mediach roi się od ekspertów wypowiadających się na każdy temat, taksówkarze po kilkugodzinnym kursie zostają terapeutami, psychologa zatrudnił nawet premier.

Najbardziej spektakularny festiwal psychologiczny ostatnich miesięcy towarzyszył sprawie śmierci Madzi z Sosnowca. „Matka Madzi wygląda na psychopatkę” – oceniła dr Krystyna Kmiecik-Baran, psycholog, prorektor Kaszubsko-Pomorskiej Szkoły Wyższej na łamach „Faktu”. „Niewykluczone, że ojciec Madzi mógł w tym brać udział” – spekulowała w programie Tomasza Lisa Teresa Gens, psycholog sądowy (wraz z nią spekulowały psychologicznie dwie aktorki). „Matka Madzi wcale nie chciała się zabić” – stwierdził w „Super Expressie” psycholog społeczny prof. Zbigniew Nęcki.

Przewija się przez media wieść, że Donald Tusk zwrócił się o wsparcie terapeuty i coacha, jak część dziennikarzy interpretuje powołanie do Rady Gospodarczej przy premierze Jacka Santorskiego. Chwilę wcześniej w skład gabinetu politycznego minister edukacji Krystyny Szumilas wszedł Leszek Mellibruda, znany dotychczas jako psycholog biznesu.

Od przełomu marca i kwietnia po polskich miastach jeżdżą lokowozy – mobilne gabinety terapeutyczne. Usługi oferują dotychczasowi kierowcy tzw. przewozu osób, którą to działalność trzeba było zamknąć, gdy prawo zakazało wożenia pasażerów bez licencji taksówkarza. Przekwalifikowali się w toku kilkugodzinnego kursu.

Te pozornie niezwiązane wydarzenia składają się na dziwny obraz świata, w którym psycholog – niczym współczesny guru – zna się na wszystkim. A jednocześnie każdy zna się na psychologii.

Na czym kto się zna

Pod względem zapału w odwoływaniu się do psychologii Polacy stali się ewenementem na skalę międzynarodową. Wizyty u terapeutów są dziś częścią stylu życia klasy średniej w całym zachodnim świecie, lecz kariera polskich psychologów, zwłaszcza społecznych, w roli ekspertów medialnych nie ma sobie równych. – W Stanach Zjednoczonych czy Niemczech jako komentatorzy występują raczej socjolodzy i politolodzy. W Polsce jest inaczej pewnie dlatego, że psychologia społeczna wyszła z okresu PRL znacznie zdrowsza niż socjologia – przypuszcza dr Michał Bilewicz z Uniwersytetu Warszawskiego, psycholog i socjolog. – Psychologowie cały czas robili badania, publikowali w międzynarodowych czasopismach, umieli analizować dane. Socjologia i politologia były bardziej odcięte od świata. Dr Tomasz Witkowski, wrocławski psycholog, od lat zaangażowany w walkę z naukową nierzetelnością, zwraca jednak uwagę, że obiektywny dorobek psychologii w porównaniu z innymi naukami jest skromny, psychologia jest dyscypliną młodą. – Przez to jej adepci cierpią na kompleks niższości. Więc jeśli zapraszają ich przed kamery, skwapliwie z tego korzystają.

Większość pytanych przez nas osób ze środowiska naukowej psychologii powiada, że zatrudnienie Jacka Santorskiego w Radzie Gospodarczej przy premierze może mieć sens. Pogranicza ekonomii i psychologii od lat okazują się intelektualnie płodne – dość przypomnieć Nagrodę Nobla dla Daniela Kahnemana. A praca na styku tych dziedzin wprost przekłada się na zyski przedsiębiorstw. Sam Santorski utrzymuje, że uzupełnia ekspertyzy ekonomiczno-demograficzne Rady na przykład o aspekt dotyczący relacji międzyludzkich. Niedawno szukał odpowiedzi na pytanie, co może zachęcić Polaków do korzystania z energii odnawialnej. (Zaangażowanie Leszka Mellibrudy w MEN trudniej oceniać, bo szybko przestał się wypowiadać o swojej roli w resorcie).

 

Psycholog porywający się na medialne komentowanie, zwłaszcza spraw dotyczących konkretnych ludzi, wchodzi jednak na znacznie bardziej grząski grunt. Wszelkie diagnozowanie w tej dziedzinie, zwłaszcza jeśli chce się dowieść, że ktoś mówi prawdę lub się z nią mija, jest mało precyzyjne. – Wariograf ocenia to na podstawie reakcji fizjologicznych – wyjaśnia Tomasz Witkowski. – Jeśli ktoś potrafi się posługiwać tym urządzeniem, w 95 proc. przypadków uzyska prawdziwy wynik. Niestety, mało kto potrafi. Wysoką, 65-procentową trafność ma tzw. assesment center, czyli obserwacja ludzi w różnych sytuacjach, przez dzień lub dwa. Część testów pozwala z dużą precyzją mierzyć pewne właściwości człowieka: inteligencję, czas reakcji, wyobraźnię przestrzenną, a także niektóre cechy temperamentu. Dr Kmiecik-Baran z Kaszubsko-Pomorskiej Szkoły Wyższej, która (podobnie jak dwójka pozostałych cytowanych w sprawie Madzi psychologów) nigdy nie widziała Katarzyny W. z Sosnowca, argumentuje, że diagnoza na podstawie dokumentów też jest dopuszczalna. Owszem, ale nie opracowano dotychczas techniki, która pozwalałaby odpowiedzialnie budować obraz człowieka na podstawie obejrzanych w telewizji i zrelacjonowanych w Internecie strzępków słów, pojedynczych gestów. – W oparciu o nieliczne fakty, dostarczone przez media w zniekształcony sposób, komentatorzy rozpoczynają rozumowanie, które może prowadzić w różne strony – tłumaczy prof. Wojciech Pisula z Instytutu Psychologii PAN i Collegium Humanitatis.

Zdaniem Tomasza Witkowskiego szaleńcza medialna aktywność w ostatecznym rozrachunku obraca się przeciw psychologii i psychologom. Publiczne formułowanie hipotez, które ostatecznie się nie potwierdzają, powoduje spadek zaufania do nauki. W społecznym odbiorze umacnia się całkiem powszechne przekonanie, że cała psychologia to zbiór banałów, skoro można je ekspresowo wcisnąć do głowy przeciętnego kierowcy.

Niewiele wspólnego z nauką mają święcące dziś rynkowe triumfy oferty terapeutyczne – programowanie neurolingwistyczne (czyli zestaw technik komunikacji, które mają umożliwić człowiekowi wpływ na otoczenie, a także osobistą zmianę) oraz kinezjologia edukacyjna (ma pomagać w rozmaitych zaburzeniach – ruchowych, uwagi czy uczenia się, tyle że kompletnie pomija współczesną wiedzę o funkcjonowaniu mózgu).

Radykalni akademicy wytykają, że klasycznej naukowej weryfikacji nie przeszła nigdy freudowska psychoanaliza i wywodzące się z niej szkoły terapii. Ich adepci odpowiedzą, że bardziej stosowne jest podchodzenie do nich jak do sztuki. Najskuteczniejszymi metodami terapeutycznymi, których efekty można zmierzyć, są terapie: poznawcza, behawioralna i poznawczo-behawioralna. Mało tajemnicze, skupione na konkretnym problemie, działające przez zwykłą rozmowę i trenowanie umiejętności – bez hipnozy czy analizy snów.

Co komu wolno?

Problem z medialnymi ekspertami polega nie tylko na tym, że mówią rzeczy niemądre, ale że zachowują się nieetycznie. Zakaz publicznego diagnozowania to jedna z podstawowych zasad etycznych zawodu psychoterapeuty. – Ekspert od psychologii nie powinien mówić o tym, dlaczego kibic X coś zrobił, choć może wyjaśniać, dlaczego kibice się zachowują w określony sposób – tłumaczy dr Małgorzata Toeplitz-Winiewska, prezes Polskiego Towarzystwa Psychologicznego.

A praca psychologa dla rządu, instytucji użyteczności publicznej? Jeśli w rzeczywistości jego usługi pomagają w utrzymaniu władzy albo poprawie notowań partyjnej formacji? Takie kwestie u nas nie są podejmowane od strony etycznej, choć w innych krajach uważa się je za kontrowersyjne – zwłaszcza gdy chodzi o osoby jednocześnie pracujące naukowo. Podobnie z zaangażowaniem w biznes. Zadaniem badaczy jest upowszechnianie nauki, ale czy robią to przekazując wiedzę agencjom reklamowym albo bankom? – Gdy umożliwiają wykorzystywanie nieświadomych mechanizmów, by zachęcać ludzi do zakupów, na które ich nie stać, biorą współodpowiedzialność za ich późniejsze problemy – uważa dr Michał Bilewicz. Nikt z kilkudziesięciu znanych mu psychologów z USA, Niemiec czy Wielkiej Brytanii nie pracuje poza swoją uczelnią, ani nie świadczy usług dla biznesu. W Polsce jest to, niestety, powszechne.

Polskie Towarzystwo Psychologiczne, największa organizacja zawodowa psychologów, 20 lat temu przygotowało Kodeks Etyczno-Zawodowy. Mówi między innymi, że naczelną wartością dla psychologa jest dobro drugiego człowieka, „niesienie pomocy innej osobie w rozwiązywaniu trudności życiowych i osiąganiu lepszej jakości życia”. W Kodeksie napisano, że obowiązuje wszystkich psychologów, ale sąd koleżeński PTP może ukarać za jego naruszenie tylko tych, którzy należą do Towarzystwa, czyli jedną trzecią z ok. 30 tys. polskich psychologów praktyków. Najdotkliwsza sankcja to usunięcie z PTP i cofnięcie któregoś z 11 rodzajów certyfikatów Towarzystwa. W latach 2007–09 (ostatnie dostępne dane) pacjenci i klienci skarżyli się mniej więcej 40 razy. Najczęściej na opinie i ekspertyzy, na przykład sądowe. Dr Toeplitz-Winiewska: – Niektóre sprawy dyscyplinarne w ogóle nie dochodzą do skutku, bo osoba, na którą złożono skargę, rezygnuje z członkostwa w PTP. Bez naszych certyfikatów może nadal prowadzić praktykę. Skutek jest tylko taki, że tracimy nad nią kontrolę. Nawet gdy psycholog otrzyma naganę, potencjalni klienci mogą się o tym nie dowiedzieć, bo upublicznienie orzeczenia sądu koleżeńskiego to osobna kara. Gdy sąd jej nie nałoży, człowiek po prostu znika z wywieszonej w Internecie listy Towarzystwa.

 

Słabość systemu najdobitniej pokazała historia Andrzeja Samsona, który stracił certyfikaty PTP dopiero po aresztowaniu pod zarzutem molestowania małoletnich pacjentów, mimo że przez lata nie poddawał się koniecznej superwizji, czyli nie konsultował własnej pracy i związanych z nią problemów z innym terapeutą. Po tamtych wydarzeniach psychologowie ustalili, że rekomendacje Towarzystwa trzeba odnawiać co kilka lat. Czyli składać oświadczenia, że prowadzi się praktykę i korzysta z superwizji.

Dr Toeplitz-Winiewska zapowiada, że praca nad głębszą nowelizacją Kodeksu będzie priorytetem w najbliższym czasie. Podkreśla też, że najwięcej skarg – kilka tygodniowo – wpływa na psychologów nienależących do PTP (na lokoterapię na razie nikt się nie skarżył). – W takich przypadkach musimy odsyłać skarżących do pracodawcy psychologa albo do sądu powszechnego. Szefowa PTP dodaje, że ostatnio w programach nauczania studentów zaszła ważna zmiana, zajęcia z etyki są obowiązkowe na wszystkich kierunkach psychologicznych. – Ale nie ma kadry przygotowanej, żeby dobrze tego uczyć. W wielu szkołach grupy są bardzo liczne, zanikł kontakt wykładowcy ze studentem i możliwość uczenia przez przykład. W pewnych przypadkach można wręcz mówić o antyprzykładach. Opowiada Wojciech Pisula: – Do profesora psychologii klinicznej w prywatnej uczelni zadzwonił tabloid z zamówieniem na komentarz do sprawy Madzi. Psycholog stanowczo odmówił. A potem dostał reprymendę od właściciela szkoły, bo zmarnował okazję do zaistnienia w mediach.

O co kogo pytać?

Spiritus movens akcji z lokoterapią, czyli taksówkarzami terapeutami, jest Łukasz Mazur, matematyk studiujący obecnie psychologię. Chciał zwrócić uwagę na absurdy wynikające z braku prawa dotyczącego zawodu psychologa. – Łatwiej dziś zostać psychoterapeutą niż taksówkarzem – wytyka. Ustawa o zawodzie psychologa od ponad 10 lat odbija się od politycznej ściany. W 2001 r. była uchwalona, w 2006 r. weszła w życie, ale została wdrożona tylko częściowo, a potem okazało się, że – zdaniem ministra pracy – trzeba napisać ją na nowo. Przygotowane przez psychologów założenia od dwóch lat nie mogą się wcisnąć na agendę Rady Ministrów. Sprawa rozbija się o rolę samorządu zawodowego, który według nowych przepisów wydawałby prawo wykonywania zawodu. Lepszego remedium na nieetyczność i nieodpowiedzialność na razie nie wymyślono. Ale kilka ostatnich rządów konsekwentnie wypisuje sobie jednak na transparentach antykorporacyjność. (Za to w 2007 r., za czasów Anny Kalaty, na liście zawodów Ministerstwa Pracy pojawił się zoopsycholog – „doradca, pomagający właścicielowi zwierzęcia tworzyć satysfakcjonującą dla obu stron relację”; zawód zdobywa się na kilkumiesięcznym zaocznym kursie).

Pewnie zresztą najlepsze prawo nie doścignie ludzkiej kreatywności. Uporządkowaną Holandią w ubiegłym roku wstrząsnęła sprawa Diederika Stapela, jednego z najbardziej cenionych tamtejszych ekspertów psychologii społecznej. Guru wymyślał badania, o których ze swadą opowiadał dziennikarzom. W Polsce do zaistnienia w mediach nawet zmyślony zawodowy dorobek nie jest potrzebny – wystarczy chcieć z mediami rozmawiać i ostro formułować tezy.

I dziennikarz, i dociekliwy czytelnik może jednak sprawdzać, z kim ma do czynienia. W popularnej wyszukiwarce Scholar.Google.pl widać, o czym pisał naukowiec, czyli na czym faktycznie się zna. Prof. Zbigniew Nęcki jest głównie autorem tekstów o komunikacji i negocjacjach. Dr Krystyna Kmiecik-Baran pisze najczęściej o przemocy wśród młodzieży, bezrobociu, psychologii zdrowia. Informacją o tych, którzy nie są akademikami, jest ich miejsce pracy. Psycholog sądowy Teresa Gens, pytana o nie, odmawia odpowiedzi. Nie ma jej na liście biegłych w żadnym sądzie.

Co z terapeutami? Lepiej, gdy mają certyfikaty któregoś z dużych stowarzyszeń, PTP czy Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, ale ich posiadanie nie jest stuprocentową gwarancją kompetencji. Brak certyfikatu nie zawsze zaś oznacza brak profesjonalizmu, bo ktoś może mieć międzynarodową rekomendację szkoły terapeutycznej. Najlepiej pytać o przygotowanie. I uciekać, jeśli te pytania budzą irytację.

Moderator – Szkolenia coachingowe Katowice, Wrocław, Warszawa https://moderator.edu.pl/